Prawie jedna trzecia Dolnego Śląska nie ma dostępu do gazu, ale wkrótce ma się to zmienić
Na mapie sieci gazowniczej w naszym regionie wciąż są spore białe plamy. Dotyczy to nie tylko terenów przygranicznych czy górzystych – gdzie budowa sieci przesyłowej z zasady jest bardzo droga – ale nawet podwrocławskiej gminy Jordanów Śląski!
Polska Spółka Gazownictwa chciałaby, by takie gminy miały swoje własne, nieduże sieci zasilane ze specjalnych zbiorników. Gaz do nich docierałby w postaci płynnej, tzw. LNG:
– i tak gaz trafia – już w „tradycyjnej” formie – rurami do kuchenek, tłumaczy Rafał Borutko, dyrektor zakładu gazowniczego we Wrocławiu. To nowa metoda. Korzystna dla środowiska naturalnego, ale i dla odbiorcy – przekonuje. Głównie dlatego, że mieszkańcy gmin gdzie do tej pory nie opłacało się „ciągnąć” sieci nie będą skazani na nieustanne wymienianie butli z gazem:
A to właśnie teraz wola mieszkańców będzie w największej mierze decydowała, gdzie takie zbiorniki z gazem staną, a gdzie niekoniecznie. Opłacalność ich budowy będzie zależała od liczby chętnych w poszczególnych gminach:
– opowiada Borutko. Jak dodaje, gmina ze swojego budżetu nic nie płaci. Chyba, że chce wydać pieniądze np. na zachęcenie mieszkańców do przyłączenia się do zbiornika i zwiększenie w ten sposób szans na gazyfikację gminy:
Zainteresowanie projektem wyraziło 19 dolnośląskich gmin, które są właśnie takimi „białymi plamami” na gazowniczej mapie regionu – a mogą stać się „wyspami” na gazowej sieci. Podpisały one z Polską Spółką Gazownictwa listy intencyjne w celu przystąpienia do programu. Wśród nich jest gmina Kotla z powiatu głogowskiego. Przypadek bardzo ciekawy:
Polska Spółka Gazownictwa na budowę stacji LNG chce w naszym regionie wydać ponad 200 mln złotych. Zakładając, że byłaby wola i mieszkańców gmin, i samych samorządów, a warunki zaproponowane przez PSG – do przyjęcia – budowa pierwszych instalacji na Dolnym Śląsku mogłaby ruszyć już w przyszłym roku.