"Chleb z Litwy, oscypki z Zakopanego i rogale z Poznania – wrocławski jarmark w Rynku jest za mało wrocławski", uważają blogerzy i projektanci ze stolicy Dolnego Śląska. Ich zdaniem na bożonarodzeniowym targu nie ma w ogóle lokalnych firm, sprzedających miejscowe wyroby.
Po wpisie Piotra Gładczaka na blogu Wrocławskie Podróże Kulinarne, w mediach społecznościowych rozpętała się prawdziwa burza:
– komentuje bloger. „Wrocławscy Projektanci”, tworzący designerską odzież i pamiątki sprzedawane w sklepie przy Świdnickiej, przychylają się do tej opinii. Ich zdaniem, lokalni artyści i rękodzielnicy chętnie skorzystaliby z możliwości wystawienia się na jarmarku, ale ich na to nie stać:
– mówi założyciel „Wrocławskich Projektantów” Marek Mikłaszewski, a wtóruje mu jedna z projektantek ubrań – Małgorzata Miałkowska:
Mariusz Gurgul z agencji artystycznej Piano Forte, organizującej jarmark, odpiera te zarzuty. Przede wszystkim – jego zdaniem – krytycy jarmarku nie bardzo wiedzą, na czym ma on polegać, „bo to nie jest wrocławski jarmark”:
Jednak do zarzutów o brak przedstawicieli wrocławskiego rzemiosła Mariusz Gurgul odnosi się zdecydowanie:
– opowiada jeden z wystawców wskazanych przez organizatora jarmarku. Mariusz Gurgul podkreśla, że można z nim wynegocjować ulgę na wynajem domku, ale nie dla wszystkich jednak w czasie jarmarku znajdzie się miejsce na płycie rynku:
Z dyskusji o miejscu dla lokalnych artystów na jarmarku wycofało się miasto. Biuro prasowe magistratu stwierdziło, że Wrocław udostępnia jedynie przestrzeń na rozstawienie świątecznego targu na określonych z góry warunkach, a cała reszta zależy od organizatora. Kończy się jednak niebawem umowa pomiędzy gminą a Piano Forte. Czy więc miasto w warunkach nowego przetargu umieści zapisy gwarantujące obecność wrocławskich artystów na jarmarkach? Będziemy śledzić tę sprawę.