Koszykarki Ślęzy Wrocław wytrzymały wojnę nerwów w Toruniu, pokonując miejscową Energę Polski Cukier 94:71. Wysokie zwycięstwo nie oddaje jednak w żadnym wypadku przebiegu meczu.
Nerwowy początek
Wrocławianki zaczęły to starcie bardzo dobrze, zdobywając szybkie pięć punktów. Jednak wraz z upływem czasu, inicjatywę przejęły gospodynie, które opierały swoją grę na dwóch wysokich zawodniczkach. La Mama Kapinga Maweja i Asia Strong zdobyły 13 pierwszych punktów dla swojej drużyny, wyprowadzając Energę na prowadzenie 13:6. Przy tym wyniku trener Arkadiusz Rusin musiał poprosić o czas i naprowadzić swoje podopieczne na właściwe tory.
Zespół ze stolicy Dolnego Śląska zareagował pozytywnie na żywiołowe wskazówki przekazane w trakcie time-outu i zaczął systematycznie odrabiać straty. Sygnał do tego dała Digna Strautmane, trafiając z dystansu po asyście Alexy Held. Chwilę później Held zamieniła na punkty oba rzuty osobiste na 15:11 dla Energi. Amerykanka była odpowiedzialna także za kolejne sześć oczek Ślęzy, najpierw asystując przy akcji Martyny Pyki, a następnie osobiście zdobywając cztery punkty, doprowadzając do remisu. Status quo utrzymało się do końca pierwszej odsłony i zapowiadało niezwykle zaciętą resztę meczu.
Drugą kwartę ponownie dobrze zaczęła Ślęza. Akcję 2+1 przeprowadziła Karolina Stefańczyk, a następnie Held trafiła z półdystansu i za trzy, wyprowadzając swój zespół na prowadzenie 30:23. Trener Elmedin Omanić poprosił o przerwę, a tuż po niej zza łuku przymierzyła Keishana Washington. Wrocławianki odrobiły te trzy punkty za sprawą Natalii Kurach i Angel Baker, ale było to tylko chwilowe oddalenie zagrożenia. Koszykarki Energi zabrały się do pracy, szybko zmniejszając straty do trzech oczek. Kolejny punkt urwały chwilę później i choć żółto-czerwone starały się odpierać ataki gospodyń, to w końcu zabrakło im kontry.
W zaledwie minutę ze stanu 38:34 dla Ślęzy zrobiło się 40:38 dla Energi, w czym duży udział miała Angelika Stankiewicz. Kapitan torunianek asystowała przy skutecznym ataku na kosz Asii Strong, a następnie wymusiła faul Karoliny Stefańczyk, po którym dała swojej drużynie prowadzenie. To było jednak chwilowe, bo Alexa Held nie zamierzała schodzić do szatni przy przewadze rywalek. Najpierw zdobyła punkty z szybkiego ataku, a następnie tuż przed syreną ogłaszającą koniec pierwszej połowy trafiła za trzy i Ślęza prowadziła 43:42.
Bitwy ciąg dalszy
Pierwsza minuta trzeciej kwarty zwiastowała dalszą część bitwy, ale potem nastąpiło niespodziewane trzęsienie ziemi. Sędziowie przyznali przewinienie techniczne Angelice Stankiewicz, które rozwścieczyło trenera Omanicia na tyle, że w przeciągu dwóch minut otrzymał dwa „dachy” i musiał opuścić parkiet. Ślęza zamieniła ten rozwój wydarzeń na jedenastopunktową przewagę, w której ogromny udział miała Held. Rzucająca 1KS-u dwukrotnie w przeciągu minuty trafiła za trzy, a dodatkowo przy drugiej próbie była faulowana przez Maweję i wykorzystała dodatkowy rzut osobisty.
Wydawało się, że Ślęza przejmie inicjatywę i już do końca meczu będzie kontrolować wydarzenia na parkiecie. Nic bardziej mylnego, gdyż decyzje trójki sędziowskiej ożywiły publiczność w hali treningowej Areny Toruń, a to przełożyło się na dodatkową motywację dla miejscowej drużyny. Torunianki wróciły do swojej gry, agresywnie atakując strefę podkoszową. Żółto-czerwone wyglądały na kompletnie nieprzygotowane na ten obrót spraw, co i rusz faulując rywalki bądź przegrywając rywalizację w pomalowanym. W efekcie prowadzenie Ślęzy w niespełna dwie minuty stopniało z 11 punktów do zaledwie jednego oczka.
Do remisu jednak nie doszło, a dbała o to naturalnie Held, która w kluczowych momentach przychodziła na ratunek swojej drużynie. Amerykanka kończyła ważne akcje, na które ciężko pracował cały zespół. Jej licznik po trzech kwartach zatrzymał się na 36 oczkach, co jest najlepszym wynikiem punktowym w historii Ślęzy Wrocław po powrocie do Ekstraklasy w 2014 roku. W utrzymywaniu przewagi nad rywalkami ważna była też trójka Digny Strautmane po asyście Martyny Pyki na 70:65, która dała Ślęzie nieco oddechu.
Na wysokich obrotach
Gdy udało się wytrzymać ten napór i dotrwać do końca trzeciej kwarty, po wznowieniu gry wrocławianki chciały jak najszybciej rozstrzygnąć to spotkanie w decydującej odsłonie. Ta sztuka udała się za sprawą duetu Angel Baker – Digna Strautmane. Rozgrywająca 1KS-u była odpowiedzialna za osiem kolejnych punktów przyjezdnych, w tym za dwie trójki łotewskiej skrzydłowej. Po dwóch minutach czwartej części gry było 80:67 dla Ślęzy, co definitywnie przesądziło o losach meczu.
Podopieczne Arkadiusza Rusina trzymały jednak wysokie obroty, dalej szukając punktów. Po zbiórce ofensywnej Strautmane za trzy trafiła Kurach, potem spod kosza nie pomyliła się Pyka, a swoje punkty dodała także Baker. Na pięć minut przed końcową syreną było 87:69, a żółto-czerwone na pożegnanie z Toruniem dołożyły jeszcze siedem oczek, stawiając kropkę nad i w jakże udanej czwartej kwarcie.
Można jedynie gdybać, jak potoczyłby się ten mecz gdyby nie dyskwalifikacja trenera Omanicia. Obie drużyny miały swoje momenty i niewykluczone, że losy spotkania pozostawałyby nierozstrzygnięte do samego końca. Jednak sprawy potoczyły się inaczej i wrocławianki wyjechały z Torunia z bardzo ważnym zwycięstwem. Maraton wyjazdowy Ślęzy przenosi się teraz do Gdyni, gdzie w niedzielę 26 listopada żółto-czerwone zagrają z VBW Arką Gdynia.
Dużo się działo w tym meczu, emocji nie brakowało. Cieszę się ze zwycięstwa, ale brakowało nam konsekwencji w tym, co graliśmy. Od pierwszych minut graliśmy falami. W tym pierwszym momencie, kiedy nie było trener Omanicia zdobyliśmy 11 punktów, a za chwilę wracamy do remisu. To są takie błędy, które nie powinny nam się zdarzać. Brakuje odpowiedzialności i konsekwencji. Powiedziałem dziewczynom, że musimy się skupić – to nie jest tak, że nie ma trenera i zespół przestaje grać. Wtedy jest inna energia, kibice pomogli drużynie i to niesie. Dlatego ważne, że wróciliśmy do mądrego grania. Na pewno gospodynie oddały dużo rzutów osobistych po naszych błędach, trzeba je wyeliminować. Jednak cieszymy się, bo to czwarte wyjazdowe z rzędu zwycięstwo, to jest dla nas duża zaleta. Mamy tydzień do meczu z Gdynią i dziewczyny mają teraz zasłużone półtora dnia odpoczynku, bo przez ostatnie cztery dni emocji mieliśmy w nadmiarze
– powiedział po meczu Arkadiusz Rusin, trener Ślęzy Wrocław.
Myślę, że wynik tego meczu nie oddaje tego, jak trudne było to dla nas spotkanie. Nie brakowało zwrotów akcji, zmian prowadzenia. Na szczęście skoncentrowałyśmy się i wróciłyśmy do gry, utrzymałyśmy tę koncentrację do samego końca, zwłaszcza w kluczowej czwartej kwarcie. Dzięki temu wysoko wygrałyśmy. Gratuluję mojemu zespołowi, że wygrałyśmy, utrzymałyśmy zimną krew mimo tych wszystkich wydarzeń, fauli, przewinień technicznych. Skupiamy się teraz wyłącznie na następnym meczu
– komentowała Martyna Pyka, kapitanka Ślęzy Wrocław.
Porażka w takim stylu boli. Trzymałyśmy się razem po utracie trenera. W pierwszej połowie grałyśmy dobrze, biegałyśmy do szybkiego ataku, zdobywałyśmy łatwe punkty i starałyśmy się zmęczyć przeciwnika. W trzeciej kwarcie próbowałyśmy robić to samo, ale w ostatniej części przeciwnik wykorzystał nasze słabości. Należy im się uznanie za granie swojej koszykówki i wykorzystywanie przewag
– mówiła Keishana Washington, zawodniczka Energii.