To niezwykły gest. Pokaźną sumę pieniędzy zapisała w spadku Muzeum Narodowemu we Wrocławiu, amerykańska uczona - profesor Markéta Charlota Götz-Stankiewicz. O jakiej kwocie mowa? Instytucja tego nie zdradza. Ale zapewnia, że nie jest ona symboliczna.
Kwota nie jest symboliczna. Ale podkreślam, że nie chodzi tu o wysokość. Istotny jest sam gest. To, że profesor uznała, że taka instytucja jak muzeum godna jest tego, aby jej przeznaczyć pewne środki i za to oczywiście pozostajemy jej przeogromnie wdzięczni
– zaznacza dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu Piotr Oszczanowski.
Tu dał o sobie znać swoisty sentyment. To była slawistka. To była żydówka czeska, bardzo rozkochana w naszej części Europy. Ta jej darowizna dotyczyła szeregu instytucji. Sentyment do Polski zapewne płynął stąd, że miała męża Polaka- również wybitnego naukowca, politologa – który już wcześniej, bo zmarł przed nią, zapisał w testamencie i przekazał do naszych zbiorów swój fragment księgozbioru. I to jest jakby ten punkt styczności pomiędzy rodziną pani profesor Markéty Charloty Götz-Stankiewicz, a Muzeum Narodowym we Wrocławiu
– dodaje.
Niezwykle barwna postać
Była postacią niezwykle barwną, była swoistą multiinstrumentalistą. Oprócz oczywiście swoich pasji zawodowych, czas i życie dzieliła na miłość do wędrówek, do teatru, do filmu. Sama nawet występowała w zespole muzycznym. Jednym słowem była rzeczywiście niezwykle bogatą osobowością. Tak sobie myślałem, że gdybym – a z tym się chce zmierzyć – mógł przeznaczyć te środki na wsparcie naszego niezwykłego Teatru Czterech, który funkcjonuje w Pawilonie Czterech Kopuł, to myślę, że sprawiłbym pani profesor ogromną radość
– podkreśla Oszczanowski.
Zdarza się, ze muzeum otrzymuje w spadku po kimś na przykład dzieła sztuki. Przypadku, w którym otrzymało pieniądze wcześniej miało nie być.
Nie przypominam sobie, to jest chyba pierwszy taki dar, która rzeczywiście pozwala nam wykorzystać te środki na to co uznamy za niezbędne
– tłumaczy dyrektor.