Któż z nas nie pamięta nerwowego szukania najbliższego automatu telefonicznego? Albo tego, jak trudno było się obejść bez karty telefonicznej w portfelu? Dziś to historia. Nie zadzwonimy już z telefonicznej budki. Ostatnia ze stojących niegdyś na wrocławskich ulicach niespełna tydzień temu zniknęła ze skrzyżowania Ruskiej i Kazimierza Wielkiego.
Zniknęła… dość niepostrzeżenie. Nie ma się co dziwić, słysząc odpowiedzi na pytanie „kiedy ostatnio korzystaliście z telefonicznej budki”:
– mówią wrocławianie. Potwierdzają to w centrali Orange, która po przejęciu Telekomunikacji Polskiej SA zarządzała publicznymi aparatami. Jak dowiedzieliśmy się w biurze prasowym operatora, w 2016 roku były budki, w których dosłownie miesiącami nikt nie podnosił słuchawki telefonu.
Nasz reporter zadał przechodniom podchwytliwą zagadkę – „gdzie znajdę najbliższą budkę telefoniczną?”. Wbrew pozorom nie jest to bezzasadne pytanie, bo choć zniknęły one z ulic, to jeszcze są miejsca gdzie niektórzy mogą z nich skorzystać:
– jednak nawet stamtąd, jak informują nas przedstawiciele Orange, budki telefoniczne znikną jeszcze w tym roku. I definitywnie wynalazek ten przejdzie u nas do historii.
Jak się okazuje, wciąż doskonale pamiętamy, jak się z nich korzystało. No, o ile tylko mieliśmy szansę się na to jeszcze załapać…
Czy wrocławianie będą za nimi tęsknić? Jak się okazuje, publiczny telefon był dla niektórych nie tylko przedmiotem, z którego się dzwoni:
– wspominają wrocławianie w rozmowie z naszym reporterem, Damianem Zdancewiczem. I pomyśleć, że jeszcze nieco ponad 15 lat temu w całym kraju było 90 tys. budek. W samym Wrocławiu – kilkaset! Jeszcze w 2011 roku w całym mieście było pół tysiąca publicznych telefonów.